Kosmetyczny freak będąc zza zachodnią granicą nie omieszka odwiedzić urodowych miejsc rozpusty. Na moje (nie)szczęście w Niemczech bywam kilkakrotnie w ciągu roku i zwykle wizyta wiąże się też z zakupami.
A gdzie zwykle zaglądam - oto kilka moim ulubionych sklepów i ostatnie (wyprzedażowe w dużej mierze zdobycze):
KIKO - zwłaszcza w okresach wyprzedażowych jest miejscem, do którego warto zajrzeć. Nie jest to moja ulubiona marka, ale -70% kusi zawsze! Tym razem krem spf15, paleta cieni i bogaty krem do ciała. A i jeszcze jeden lakier (ostatnie zdjęcie). Ceny przecenionych produktów nie przekraczają kilku euro, często szminki, lakiery można nabyć za bagatela 1euro.
Oczywiście
DM, od którego to miejsca powinna zacząć się ta kosmetyczna historia. Zawsze wracam z zapasem szamponów, odżywek, żeli pod prysznic i innych specyfików marek własnych.
Kolejno oczywiście
LUSH, chociaż osobiście kosmetyków tej marki mam niewiele. Zawsze jednak powracam do "wielkiego" szamponu.
I
The Body Shop, który odwiedzam odkąd zlikwidowano ten krakowski. Szczególnie, gdy natrafię na outlet tej marki. Tak, są takowe.
Można w nich kupić nie tylko kosmetyki aktualnie dostępne w typowych TBSach w cenach znacznie niższych, ale także te, które producent postanowił już wycofać z regularnej sprzedaży.
Ostatnie zdjęcie to zakupy rozmaite: cień Maybelline Tatoo, w niedostępnym niestety w PL kolorze rose gold, wpomniany lakier KIKO, zapomniana Lady Red P2, liner TBS (prezent do zakupów) i nowe, ukochane jajo Balea.