Kiedy dowiedziałam się, że zostałam testerką tego kremu pod
oczy od razu przeczytałam jego recenzje na Wizażu. Wiele z was skarżyło
się na szczypanie i pieczenie zaraz po aplikacji. Troszkę się
przestraszyłam, ale czy u mnie było tak samo?
Zacznijmy od opakowania. Produkt jest w białym kartoniku podoba mi
się. Krem jest w miękkiej tubie, też różowej, jest ona bardzo kobieca,
subtelna. Posiada bardzo wygodny aplikator, taki dziubek dzięki któremu z
pewnością wiemy, że nie wyciśniemy go za dużo. Producent mówi o nim,
żel-krem pod oczy i tak jest rzeczywiście. Ma on białą formę, nie za
gęstą, ale też nie lejącą się.
Ze składem też się trochę pobawiłam. Znajdziemy go na kartoniku. No
cóż, nie przedstawiła się on zbyt ciekawie, ale też nie spodziewałam się
tutaj naturalnych składników.
Zapach jest delikatny, kwiatowy, świeży, podoba mi się.
Przejdźmy do aplikacji. Krem jest lekki, ślizga się po skórze, nie
potrzeba go dużo, wspaniale się rozsmarowuje. Używałam go przed pójściem
spać, nie zostawia on tłustej warstwy czy takiego dziwnego filmu. I
teraz uwaga. Z jego nakładaniem trzeba bardzo, ale to bardzo uważać. Nic
nie może nam się dostać do oka, a najlepiej w najbliższe okolice. Wtedy
chemia od razu daje o sobie znać i wywołuje niemiłosierne szczypanie i
pieczenie. Jeśli jednak będziemy używać go z głową, nie wsadzać sobie
paluchów do oka tak jak ja to potrafię wszystko będzie dobrze.
Działanie mnie zaskoczyło. Skóra po użyciu tego kremu była
nawilżona, odżywiona, ale co najdziwniejsze ukojona. Ostatnio dużo
czytałam, uczyłam się, bo wiadomo koniec roku, a po tym kremie oczy nie
były tak przemęczone i popuchnięte. To jego duży plus.
Kosmetyk można kupić w Avonie za 20 złotych, tak pisze na Wizażu.
Mi wydaje się, że widziałam go za około 40 złotych w jednej z gazetek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce jest idealne na brak Twojej reklamy!