wtorek, 23 października 2012

Pożegnane

Pora na kilka mikrorecenzji produktów pożegnanych.
Nagromadziło mi się pustych opakowań już na tyle dużo, że zmuszona była przygotować post i wyrzucić lub przekazać do recyklingu puste opakowania.
Muszę przyznać, że trochę się tego nazbierało i pewnie starczy na jeszcze jeden post. 

Balea Dusch Peeling Buttermilk and Lemon uwiódł mnie zapachem, który stanowi połączenie cytryn i mlecznych krówek. Uwielbiam, gdy rozprzestrzenia się pod prysznicem. Niestety, na skórze długo się nie utrzymuje. Peeling sam w sobie jest w porządku. Przyzwoicie ściera i nie podrażnia. A przy okazji to kosmetyk 2w1: peeling i krem do mycia ciała. Szkoda tylko, że z linii limitowanej. Chętnie bym wróciła.

Balea Rasiergel Buttermilk and Lemon kupiłam po tym, ja uwiódł mnie swoim zapachem produkt opisany powyżej. A uwiódł mnie na tyle, że zdradziłam produkty stosowane dotychczas, niezmiennie od lat. I trzeba przyznać, że żel do golenia pachnie tak samo, ale niestety słabiej. A sam żel. Cóż. Małowydajny i jakiś taki tępy. Nie pokochaliśmy się. Wracam do Gillette


Żele BIO Yves Rocher kupiłam  przypadkiem, w ramach jakieś akcji promocyjnej, związanej z darmową wysyłką w sklepie internetowym. W zasadzie zależało mi na prezencie dodawanym do zamówienia. No i cóż. Nie zachwyciły mnie, ale też nie przeraziły. Określiłabym je mianem produktów zwykłych. Zużyłam i nie mam znaczących uwag, co do użytkowania. Myły, wydajne w normie. Nie wiem czy wrócą do mojej łazienki, jeśli jakiś przypadek, promocja to spowodują to czemu nie.


Obie mini Biodermy dostałam w ShinyBoxach. Nie jestem fanką tego micela, moje oczy źle reagują na kosmetyk. Zużyłam te maleństwa (nie do twarzy). I tyle w tej kwestii.

7 day scrub cream Clinique był do tej pory moim ulubionym peelingiem do twarzy. Ta miniaturka pochodzi z pudełka Douglas Box of Beauty i starczyła mi na kilka tygodni. Bardzo przyjemnie peeliguje. I gdyby nie cena pewnie byłby w mojej łazience częściej.

Olejek Amargan  też pochodzi z pudełeczka, ale z Kiss Boxa.  Włosów nigdy nie olejowałam (w sensie nakładania olejów na całe włosy na noc), ale tego typu produktów używam jako maski (na 20-40 minut) przed myciem włosów albo na końcówki (kilka kropli) po myciu. Bez szału, choć zły nie był. Nie pamiętam ceny  (w sieci znalazłam 19zł za 10ml), więc pewnie nie będę szukać tego samego produktu do uzupełnienia toaletowych braków.


I to tyle na dziś. Ciąg dalszy nastąpi...

4 komentarze:

  1. następna mnie tutaj kusi tą Baleą :P

    OdpowiedzUsuń
  2. mam ten peeling z balei i też uwielbiam jego zapach achh :) a całej reszty nie znam :)

    OdpowiedzUsuń

To miejsce jest idealne na brak Twojej reklamy!