Kiedyś wyzbycie się większości rzeczy i pozostawienie tylko tego co niezbędne było moim wielki, niedoścignionym marzeniem. Zwłaszcza podczas studiów, kiedy dość często zmieniałam mieszkania i każda przeprowadzka była nielada wyzwaniem. Czasem patrząc na zawartość łazienki czy szafy zastanawiam się: a po co mi to wszystko, przecież połowa to już byłoby za dużo?
Wczoraj trafiłam na artykuł w Wysokich Obcasach klik i myśli trochę wróciły.
"Muszę tylko wiedzieć, jaką funkcję każda rzecz spełnia w moim życiu, mieć pewność, że jej potrzebuję. Przykład? Mam dwa lakiery do paznokci - różowy na sytuacje formalne i fuksja, kiedy chcę zaszaleć. Rano miałam jeszcze jeden odcień różu, ale pomyślałam: ''Zaraz, a po co mi ten?''. Oddałam go siostrze."
Macie ochotę na taką zmianę? Zminimalizowanie dobytku?
Wiem, że w moim wykonaniu to nie byłoby możliwe w tak ekstremalnej wersji. Nie potrafiłabym się rozstać np. z książkami, podobnie mój mężczyzna. Ale szafa, kosmetyczka, to chyba byłoby możliwe. Chyba.
też mam podobny problem, ale raczej z ubraniami, jakoś nie potrafię się ich pozbyć, mimo że wiem, że nie będę ich już nosić, to leżą w szafie bez sensu i a nuż się przydadzą...
OdpowiedzUsuńto bardzo trudne zadanie pozbyć się zbytecznych rzeczy, bo lubimy się nimi otaczać, czytałam wile artykułów na ten temat, ludzi szczęśliwych który mają tylko to co naprawdę potrzebują;) ja na jesień zrobię czystkę w ubraniach bo i tak przeważnie nosi się to samo:P
OdpowiedzUsuńLubię minimalizm jeśli chodzi o wystrój wnętrz, ale nie potrafiłabym aż tak wyzbyć się otaczających mnie rzeczy - jak prawdziwa kobieta lubię mieć duży wybór, nawet jeśli czasem jest on niemal niemożliwy przez mnogość dostępnych opcji ;)
OdpowiedzUsuń